Patryarchini siedzi w krześle, dłubie jakąś robotę, czasem zasypia, czasem niby słucha, domowi i goście siedzą długim rzędem w milczeniu lub wśród cichego mówienia.
Pani B. zdobyła moją wielką sympatię. Otoczona dziećmi (z pierwszego małżeństwa miała córkę i syna, z drugiego trzy córki i czterech synów), ich troską i szacunkiem w jakiś sposób Pani B. stała się dla mnie wzorem matki. Uroku dodają jej pojawiające się z wiekiem dziwactwa, choć zapewne nie zawsze były one łatwe do zniesienia dla otoczenia: "Zaszedłem do pani Branickiej, której salon coraz się dziwaczniejszym staje. Na raz bardzo zabawny i wczoraj ubawiłem się wybornie nudą wszystkich. Patryarchini siedzi w krześle, dłubie jakąś robotę, czasem zasypia, czasem niby słucha, domowi i goście siedzą długim rzędem w milczeniu lub wśród cichego mówienia. Obok patryarchini Grzegorz, rozkochany w pani Jadwidze Branickiej (syn Mieczysława) czyta głośno od deski do deski jeden dziennik po drugim, nie wolno mu ani słowa opuścić, czyta depesze, artykuły, feuileton, les faits divers, les objets perdus et trouvés i nakoniec les annonces. Przyjeżdżają nowi goście, kłaniają się, zasiadają i muszą słuchać, w przejściu tylko z faits divers do Annonces mogą wstać i wyjść. Żeby królowa angielska w wielkiej żałobie przybyła, nie przerwałoby się czytanie. Ja je czasem przerywałem jakiemi uwagami, jak gdybym go pilnie słuchał, lub zleceniem Grzegorzowi, aby nic nie opuszczał, na co się patryarchini uśmiechała. Tymczasem Okryński chrapał w kącie, a mała Wołowska, córka Ludwika, dusiła się od śmiechu. Wieczory te przeciągają się na takiem czytaniu do 12ej. Co za oryginalny salon..." "... zaszedłem do pani Branickiej, która zupełnie wyzdrowiała, i jak patryarcha żeński otoczona całą rodziną i pielęgnowana przez nią. Jest przy niej i pani Andrzejowa Zamoyska i pani Nina, będąca duszą jej salonu, wszyscy synowie. Owe hajdamaki ukraińskie są przy niej małymi chłopczykami w majteczkach i bluzach. Gruby Władysław czytuje jej dzienniki i artykuły przeglądowe, on, który sobie nigdy nic nie czyta. Ja lubię patrzeć na ten obraz powagi macierzyńskiej, taki on teraz rzadki.” Listy Andrzeja Edwarda Koźmiana (1829-1864), Lwów 1896, t. IV (1860-1864), s. 458 i 184.