Dziś wieczorem wybrałam się na zakupy - window shopping. A właściwie monitor shopping. Przemierzałam ciche zakątki allegro, schowane przed światem w dziwnych podkategoriach.
Trafiłam przypadkiem na elementy klocków lego - kupki klocków, pudełka klocków, worki z klockami, całe góry klocków. My też, w swoim czasie, mieliśmy walizeczkę wypełnioną klockami, których pierwotnych zestawów już nikt nie pamiętał. Siedzieliśmy we trójkę grzebiąc w metalowej skrzynce co jakiś czas ogłaszając: "potrzebuję niebieskiej wąskiej czwórki, płaskiej żółtej dwójki, wymienię siodło na drzwi..." Powstawało całe miasto, czasem nawet były wzgórza z poukładanych jedne na drugich książek taty. Mieliśmy opracowane przez nas systemy - tak wygląda samochód, tak wygląda koń (początkowo nie mieliśmy koni, więc sami je budowaliśmy), buduje się tak, a nie inaczej. Byliśmy bardzo zdegustowani, kiedy bawiło się z nami jakieś obce dziecko i budowało zupełnie inaczej niż my: "On nie umie budować z klocków, nic nie rozumie!" - skarżyliśmy się po skończonej wizycie.
Do "klocków" trafiłam z "dewocjonaliów" (do których z kolei przeszłam z działu z porcelaną) oglądając inne przedmioty, które sprzedają handlarze Chrystusami bez krzyża i wyciągniętymi ze strychu oleodrukami z Madonną. Sprzedawali przeróżności cudowne - przedwojenne prawidła do damskich pantofelków, model maszyny parowej, zastanawiałam się co mogłabym zrobić z uroczą chłodziarką absorpcyjną Śnieżka z 1963 roku, niemal kupiłam podmalowaną fotografię ślubną z lat dwudziestych, na której śliczna panna młoda w welonie takim, jak miała na swoim ślubie moja prababcia, stała obok zesztywniałego z wrażenia młodzieńca ze sztywnym kołnierzykiem...
Z szału oglądania dziwnych dziwności i cudnych cudowności wyrwał mnie Follow podsyłając mi link do artykułu, którego zresztą sam nie przeczytał. W artykule pisali o amerykańskiej dziewczynce, która w wieku 16 lat nadal była na etapie rozwojowym (fizycznie i umysłowo) niemowlaka. Przestroga dla wszystkich rodziców, którzy chcieliby, żeby ich dziecko nigdy nie dorosło i zawsze było tym ślicznym, słodkim bobasem o cudnym uśmiechu. Czas leci, Zo skończyła dziś pięć miesięcy i - szczęśliwie, choć czasem gdzieś tam w środku trochę smutno - rozwija się i zmienia bardzo szybko.
Komentarze